Świadectwo to narzędzie pozwalające z jednej strony pokazać oddalonym od Boga działanie Jego miłości, a z drugiej umocnić wiarę nie tylko swoją, ale i najbliższych.
Chciałbym podzielić się swoimi wrażeniami z tegorocznej EDK. W Dziemianach byłem po raz pierwszy. Zamierzałem przejść trasę św. Rity 55 km. Na nią też się zapisałem. Życie zweryfikowało jednak mój scenariusz. Dokładnie na tydzień przed złapała mnie ostra choroba. Byłem zły, by nie rzec wściekły. Starałem się zrobić wszystko by pójść, chociażby na krótszą trasę. Gdy 55-letni kolega z pracy dowiedział się, że rozważam jednak krótszą trasę, to się też zdecydował. W międzyczasie namówiłem również koleżankę i jej znajomą. I tak okazało się, że moja choroba sprawiła, że zachęciłem do EDK 3 nowe osoby, które do tej pory nigdy nie były. Udało mi się jako tako podleczyć, by zdecydować się, pojechać do Dziemian. Wyruszyłem z Gdańska o 17:15, by po drodze zabrać kolegę z Kielna. Do Dziemian dotarliśmy na… 20:50, a więc już grubo w trakcie mszy. Po drodze warunki fatalne. Na drodze lód, minęliśmy dwa wypadki, a w Kościerzynie sami prawie zostaliśmy uderzeni przez inne auto. Gdybyśmy byli na skrzyżowaniu 4 sekundy później, wypadek byłby praktycznie nieunikniony i pewnie już byśmy nie dotarli do Dziemian. Ostatecznie z kolegą wybraliśmy pętle 35 km Dziemiany-Dziemiany. A dziewczyny trasę 30 km do Wiela. Jestem bardzo zadowolony, że udało mi się wziąć udział. Mam nadzieję, że EDK przyniesie owoce. Może stanę się lepszym człowiekiem? Zaniosłem też intencje, o które prosili mnie bliscy. Kolega również był zadowolony. Po EDK w Dziemianach udało mi się praktycznie całkowicie wyleczyć, więc 26 marca wziąłem udział w EDK w Sierakowicach na trasie 44 km. Po raz pierwszy towarzyszyła mi wtedy żona. Również liczę, że i ta EDK przyniesie owoc. W dzisiejszych czasach możliwość uczestniczenia w EDK to wielki dar. Niejako w wymuszony sposób w zeszłym roku EDK odbyło się na jesień. Byłoby super jakby i ta jesienna edycja była w dalszym ciągu kontynuowana. Może warto rozważyć taką opcję? 🙂 Pozdrawiam, wszystkiego dobrego.
Szczęść Boże. Na EDK Dziemiany-Wiele byłam po raz drugi. Mieszkam w Bydgoszczy, ale korzenie moich rodziców są na Kaszubach. Mama mojej mamy mieszkała w Raduniu i ślub brała w Dziemianach. Tata mojej mamy pochodzi z parafii wielewskiej. Trasy EDK Dziemiany są bliskie mojemu sercu i tylko tam mogę skupić na pełnej modlitwie. W zeszłym roku moimi intencjami były prośby o cud uzdrowienia dla mojego kuzyna i cioci chorujących na raka lub cud ich odejścia do Pana bez większego cierpienia. Kuzyn, o którego się najbardziej modliłam, zmarł tydzień później, ale jestem pewna, że dzięki modlitwie za niego na EDK najbardziej cierpiał tylko dobę. W ostatnich godzinach życia towarzyszył mu krzyż poświęcony i niesiony przeze mnie na EDK. Odszedł po kilku godzinach od naszego wyjazdu, jakby na nas czekał… Wówczas szłam trasą św. Antoniego. Przez rok dużo się zmieniło. Mój tata zachorował na chłoniaka agresywnego. Postanowiłam tym razem, głównie w jego intencji, przejść trasę św. Franciszka. Podobnie jak w zeszłym roku prosiłam o cud uzdrowienia albo odejścia do Pana bez cierpienia. Tym bardziej, że rano (w dzień EDK) dowiedziałam się, że stan taty jest bardzo poważny. Niosłam ten sam krzyż, co w zeszłym roku. Dzięki bliskim, którzy mi towarzyszyli, udało mi się tę trasę pokonać. Bardzo Wam dziękuję za wsparcie i za to, że po prostu jesteście. Teraz pozostaje modlić się dalej i czekać na wolę Pana, której się całkowicie oddaję.
To była moja druga EDK. I należę do tych osób, które w ubiegłym roku mówiły:„ już nigdy więcej”. Wiedziałam , że tym razem bez treningu nie mam szans , skrzyknęliśmy więc grupę i od stycznia raz w tygodniu pokonywaliśmy kilkanaście kilometrów. Na 6 stacji Krzyż był majestatyczny i modlitwa za przyjaciół … ruszyłam dalej … na siódmą – Drugi Upadek – …pamiętam , że modliłam się wtedy by Bóg dał mi prawdziwych przyjaciół, choć mam dużo znajomych i naprawdę nie jest źle, ale gdzieś takie silne pragnienie w sercu się zrodziło. Wystarczyła chwila nieuwagi , szukając czegoś w plecaku potknęłam się o zamarznięte jak kamień koleiny, i upadłam, dostało mi się w rękę i w kolano. Od razu znaleźli się ludzie, którzy pomogli mi wstać, szli ze mną jeszcze przez chwile , by nabrać pewności , czy jednak sobie poradzę . Nie chciałam być ciężarem , bo przecież każdy miał swoje intencje , a pan powiedział od tego tu jesteśmy, żeby pomóc . ❤️ … ból był okropny , zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz w życiu podczas DK naprawdę płaczę z bólu, ale moje kontuzje są niczym w porównaniu z tym co Jezus musiał ponieść , mój rozum nie jest w stanie tego tak naprawdę ogarnąć i było mi wstyd , że użalam się nad sobą. Zrobiliśmy razem 33 km ( pobłądziliśmy troszkę) to więcej niż w tamtym roku . A czego nauczyła mnie ta EDK ? Nigdy nie będę dość perfekcyjnie przygotowana na drogę z Jezusem , mimo dobrej fizycznej formy, zawsze może stać się coś , czego nie przewidzę i najważniejsze , żeby właśnie wtedy się nie poddać ,bo Bóg zadba o to by znaleźli się w pobliżu ludzie , przyjaciele , a jeśli nie, to On sam pomoże mi powstać , trzeba Go tylko szukać i odnaleźć. Czuło się moc modlitwy , wiec dziękuje siostrom za to wsparcie , i zaangażowanie w EDK, dzięki któremu można odkrywać Boga .
Drodzy, którzy zechcecie przeczytać 🙂 Jestem typem kobiety, która zdecydowanie nie zdobywa gór, raczej prowadzi spokojne życie na równinach. Na EDK poszłam dzięki zachętom innych ludzi. Miałam obawy czy dojdę. Miałam wątpliwości czy potrafię połączyć wysiłek fizyczny z modlitwą i nie ulegać rozproszeniom. Miałam nadzieję na jakiś przełom. Poszłam. Długo szło się dość lekko. Dopiero pod koniec trasy, właściwie w samym Wielu, kiedy było już widać kościół, pojawił kryzys. Nogi odmawiały posłuszeństwa, zmęczenie potęgowało swego rodzaju złość na siebie: co ja tu robię, nawet nic nie poczułam w sercu przez całą trasę, to było bez sensu. W kościele wszystko to zostawiłam Panu Bogu. Jednak nie żałowałam, że się zdecydowałam pójść. Ciąg dalszy tej historii miał miejsce następnego dnia, w niedzielę. Jechałam z moim chłopakiem samochodem. Rozmawialiśmy o EDK. Powiedziałam mu, jak to wszystko przeżywałam w sercu. Z pewną nutką żalu stwierdziłam, że ja przełomu, o którym tyle mówiono, nie przeżyłam. I wtedy on powiedział: Może ty wcale nie potrzebujesz przełomu, bo jesteś wystarczająco blisko Boga. Zamurowało mnie, łzy zeszkliły mi oczy. Nie pomyślałam o tym w ten sposób. Liczyłam na jakieś duchowe fajerwerki, a może one wcale nie są mi potrzebne? Zrozumiałam, że ja nie potrzebuję przełomu w życiu. Ja potrzebuję Boga żywego, a On zawsze był obecny przy mnie. EDK. Życie samo się nie zrobi – brzmi jedno z haseł tego roku. Musiałam wstać i pójść na nocny spacer, żeby Pan Bóg mógł mi się objawić na nowy, świeży sposób 🙂 Chwała Tobie, Panie, który każdego dnia dokonujesz małych wielkich rzeczy w moim życiu!
Na Ekstremalną Drogę Krzyżową w tym roku wybrałam się po raz pierwszy. W ubiegłym roku z uwagi na fakt, iż byłam krótko po urodzeniu dziecka, zrezygnowałam. Wybrałam ekstremalnie – trasę św. Franciszka 42 km. Trochę obaw było, czy podołam, ale udało się. Doszłam. Przeżycie niesamowite. Ci ludzie idący w milczeniu, w chmurze kurzu … Drogę tę ofiarowałam w intencji mojej rodziny a mam 4 synów, którzy podczas mojej nieobecności pozostali pod opieką babci. Mam za co dziękować. Również i o co prosić. Mimo problemów w mojej firmie szłam na tę drogę niezwykle spokojna, zawierzyłam swoje problemy Bogu bo wiem, że On mi pomoże. Cieszę się, że mogłam wziąć udział w EDK w tym roku. Do zobaczenia 27 marca 2020r. Zdzisława.